Z doświadczenia rodziców

Prezentujemy przemyślenia rodziców, zwiazane z wychowywaniem dzieci dwujęzycznych. Zachęcamy także Państwa do dzielenia się swoim doświadczeniem za pośrednictwem adresu mailowego Polinki: ecolepolinka@gmail.com

Chyba wszystkie Polki mieszkające za granicą chciałyby, by ich dzieci mówiły po polsku, a jeszcze lepiej – żeby też pisały i czytały. Samą jestem matką teraz już 23. letniej Marty, która po polsku – według mnie – mówi bardzo dobrze. Do tego stopnia, że gdy przebywa w Polsce, nikt nie domyśla się, że urodziła się we Francji i zawsze tu mieszkała. Lubi też czytać po polsku i nie sprawia jej to kłopotu, dowodem na to jest fakt, że przeczytała kilka tomów Harrego Pottera po polsku, „Pana Tadeusza” z resztą też! W Polsce ma też kuzynki i przyjaciółki, z którymi regularnie się kontaktuje, oczywiście po polsku.

Jak to osiągnać?

Myślę, że nie ma na to gotowego przepisu, każde dziecko jest inne, każda sytuacja rodzinna też, ale kilka uwag może przydać się młodym rodzicom. Według mnie, najważniejsze jest zwracanie się do dziecka OD URODZENIA w tym języku. I każdy rodzic powinien tego przestrzegać, mówiąc zawsze w swoim języku (w naszym przypadku, mama – po polsku, tata – po francusku), starając się nie mieszać języków. Wtedy dziecko też szybko nauczy się rozróżniać te języki. A przy okazji tata też uczy się języka polskiego. No i bardzo pomocne jest, jeśli on naprawdę ma ochotę i stara się go nauczyć. Wtedy nie czuje się „wykluczony” z rozmowy. Nasza córka jest dwujęzyczna na co dzień, do mnie zwraca się po polsku, do taty – po francusku. Nawet, gdy dziecko zwraca się do nas po francusku, co często zdarza się po powrocie ze szkoły, mówmy do niego po polsku, wtedy najczęściej stopniowo dziecko też przechodzi na ten język. Gdy moja córka mówiła mi jakieś słowo po francusku – bo tak było łatwiej albo w tym języku akurat szybciej je znalazła – mówiłam jej, że tak mówi się po francusku, a po polsku tak (albo – tak mówi się w języku taty, a tak – w języku mamy). Bardzo ważne jest też czytanie książek po polsku, które z czasem może się przekształcić w poznawanie liter i naukę czytania po polsku. I tu ta sama uwaga – ja czytałam zawsze polskie książki (lub tłumaczyłam czytając), a tata – książki francuskie.

Drugim ważnym elementem są pobyty w Polsce, jak najczęstsze, i jeśli jest taka możliwość – zostawianie dzieci samych z polskimi rodzinami. Dzieci wtedy bardzo szybko się uczą, a języka francuskiego i tak przez ten okres nie zapomną.

 Mieszkając w Tuluzie, mamy to szczęscie, że jest tu dosyć dużo Polaków i dobrze jest, by nasze dzieci miały kontakty z innymi dziećmi polskiego pochodzenia. Polska szkoła ułatwia to zadanie, dzieci widzą, że nie tylko one tutaj we Francji mówią w innym języku.

 Jest też polska telewizja i rożne inne media pozwalające na regularny kontakt z językiem.

 Wszystkim młodym rodzicom życzę powodzenia w tej wspanialej przygodzie, jaką jest wychowywanie dzieci i przekazywanie im naszego języka. A dla nas Polek to też duży plus – dzięki dzieciom możemy na co dzień używać naszego ojczystego języka, nie zastanawiając się bez przerwy nad odmianą i wymową :).

Pamiętajmy, że są dzieci, które w wieku dorosłym mają żal do rodziców o to, że nie przekazali im oni języka ojczystego od najmłodszych lat…

 Irena

 Pour ce qui est du jeune père d’enfant de mère étrangère, je ne peux que répéter ce que dit Irena plus haut, à savoir qu’il est difficile de définir des règles strictes, sachant que chaque cas et chaque personnalité est différente. Pourtant, certaines pistes sont évidemment à suivre si l’on veut que l’enfant devienne bilingue.

 1/ La langue du parent étranger est à privilégier dans le cadre familial. L’enfant, de toute façon, développera ses compétences en français à l’école, devant la télévision, dans la rue, au contact de son parent français d’une façon naturelle, et la connaissance de la langue du parent étranger l’aidera dans une mesure non négligeable au niveau scolaire. Rappelons qu’un enfant bilingue a beaucoup plus de facilité à appréhender un concept qui lui est étranger, ce qui est la définition même de l’apprentissage et, dans une certaine mesure, de l’intelligence.

 2/ Il faut éviter à tout prix une « concurrence » entre les deux langues, ce qui nuirait au développement de l’enfant, et cela pas uniquement sur le plan de l’acquisition du langage. La valorisation doit être identique.

 3/ Il est donc extrêmement conseillé au père, soit d’apprendre la langue de son épouse, ou du moins, pour ceux qui n’ont pas ce goût très développé, de s’y intéresser, c’est-à-dire d’acquérir les expressions de base, bien sûr, mais aussi d’écouter et d’observer la mère et son enfant, ce qui permettra automatiquement et sans aucun effort d’enregistrer des phrases en rapport avec une situation donnée. Ceci correspond à un apprentissage naturel et ludique, loin de la mémorisation pénible de tableaux grammaticaux, pour un résultat bien meilleur.

 Et puis, faut-il vraiment conseiller au père « d’observer la mère et son enfant » car cela ne se fait-il pas d’une façon naturelle, sans aucun rapport avec l’apprentissage des langues ?

 Jean-Marc

Dwujęzyczność

Jesteśmy rodziną dwujęzyczną mniej typową (jeżeli o jakiejkolwiek rodzinie można powiedzieć że jest typowa), bo wszyscy jesteśmy Polakami, choć nasz Syn urodził się w Tuluzie.

Od początku cieszyliśmy się, że Mały będzie mówił dwoma językami, a za jakiś czas i trzema (ponieważ angielski w naszych czasach to już oczywistość chyba dla każdego). Wiedzieliśmy, zgodnie z zapewnieniami „speców od języka”, że to może tylko wzbogacać jego rozwój  i otwierać więcej dróg i dróżek w życiu.

Nasz Syn urodził się zaraz po naszej przeprowadzce i jednocześnie w czasie, kiedy już nie pracowałam. Zamieszkując w Tuluzie zamierzałam w miarę szybko wrócić do pracy, ale stało się to możliwe dopiero, kiedy Piotruś miał około roku.

Jak dla każdej mamy, był to rok radości, małych i większych strachów o gorączki, płacze itp. . Ale był to też czas stałej refleksji nad tym jak sobie poradzimy kiedy wrócę do pracy. Jedynym rozwiązaniem w naszej sytuacji był żłobek. Czekając na przydzielenie nam miejsca zastanawialiśmy się jak to będzie, kiedy „panie żłobianki” będą mówiły do Niego tylko po francusku. Więc postanowiliśmy, że kontynuując mówienie w naszym języku, będziemy też mówić po francusku. „Włączyliśmy” więc francuski w różnych proporcjach w stosunku do polskiego. Nadszedł także czas, kiedy prawie wszystko co mówiłam – co tłumaczyłam, o co prosiłam trwało dwa razy dłużej, bo wybrzmiewało w dwóch wersjach ;).

Piotruś nie miał raczej nigdy oporów w chodzeniu do żłobka, zaobserwowaliśmy natomiast, że był jednym z ostatnich dzieci, które zaczęły mówić pełnymi ( na miarę trzylatków) zdaniami. Panie zapewniały nas, że może być to związane z dwujęzycznością  i że każde dziecko „ma swój rytm”.

Rzeczywiście, w pierwszy dzień szkoły powiedziano nam, że nasz Syn dużo mówi i na pewno z łatwością znajdzie sobie kolegów. Odetchnęliśmy. Ucieszyliśmy się też zapewnieniami kadry szkolnej, że Piotruś poprawnie się wysławia i buduje zdania i że nie zauważa się żadnej różnicy między Nim i dziećmi francuskimi. Panie wydawały się zdziwione tym, że jest dwujęzyczny i zaskoczone, że ładnie porozumiewa się z polskimi Babciami. W Polsce z dumą potwierdzaliśmy, że Piotruś płynnie przechodzi z jednego języka na drugi.

Z początkiem „moyenne section” zauważyliśmy ze zdziwieniem i smutkiem, że Synek nie chce żebyśmy mówili do niego po polsku w garderie. Zaczynał wtedy mówić ciszej i zasłaniał nam buzie rączką. Tłumaczyliśmy wtedy wiele razy, że jesteśmy dumni, że znamy dwa języki i że jesteśmy Polakami. Teraz widzimy to wiele rzadziej i zrozumieliśmy, że to prawdopodobnie chęć bycia takim jak koledzy spowodowała takie zachowania. Identyczną sytuację mieliśmy (chociaż to w żadnym razie nie ta skala i rodzaj problemu) z noszeniem rajtuz zimą. Najpierw bez oporów, później – absolutnie, bo żaden kolega nie nosi J.

Teraz obserwujemy, że mówiąc po polsku posiłkuje się czasem słowami francuskimi, albo tworzy nowe śmieszne słowa, kiedy nie zna lub nie przypomina sobie polskiego odpowiednika. Tak powstała między innymi „kaszetka” od „cachette”, bo nie odnalazł w głowie słowa „ukrycie” czy „schowek”. Robi też czasem „autorskie tłumaczenia” z francuskiego nadając polskiemu słowu ten sam rodzaj, który ma ono w języku francuskim. Korygujemy to oczywiście na bieżąco, choć niezmiennie nas to bawi i cieszy zarazem, bo dowodzi „gimnastyki”, którą wykonuje Jego mózg.

Te „ćwiczenia” mózgu i jego większa „elastyczność” są zresztą chyba jednymi z najlepszych rekomendacji dla dwujęzyczności. Cieszymy się, że Synka i nasze głowy będą funkcjonowały na starość troszkę lepiej, bo przyzwyczajone będą do tej „gimnastyki”.

 Sylwia i Bernard

 

Oto historia nauki języka przez mojego synka i problemy jakie nam przy tym towarzyszyły. Mam nadzieję, że podniesie to trochę na duchu osoby w podobnej sytuacji. 

Nasza rodzina jest rodziną mieszaną, tzn ja jestem Polką a moj mąż Francuzem. Odkąd urodził sie nasz syn, wiedzialam że nie ma innej opcji i muszę go nauczyc języka polskiego. Dlatego też od zawsze mówilam do niego po polsku. Jak się okazało później, to nie wystarczyło żeby Emil zaczął mówić po polsku. Ale od początku.

Ponieważ nie pracowałam, to miałam ten przywilej spędzania mnóstwa czasu z moim synkiem. Mówiłam do niego oczywiście po polsku, a on odpowiadał mi jak mógł w swoim języku, co zupełnie mi nie przeszkadzało, bo go doskonale rozumiałam ;-) mimo że nie był to ani język polski, ani język francuski.

W wieku dwóch lat zapisałam go do Halte-Garderie – dla tych co nie znają, jest to instytucja prawie jak żłobek, czy mini przedszkole dla dzieci w wieku do 3 lat, do której można zapisać dziecko na kilka godzin w tygodniu, mimo że się niepracuje. Emil bardzo lubił swoje nowe mini przedszkole, jednak widzialam dużą różnicę w komunikowaniu się Emila i innych dzieci w jego wieku. Zaczęło mnie to niepokoić, bo bałam się, że kiedy niedługo pójdzie do szkoły, dzieci go odtrącą, bo nie będą mogły go zrozumieć. Rozmawiałam z opiekunkami z Halte-Garderie, z dyrektorką, ale wszystkie mnie uspokajały że to nic niepokojącego, że to dlatego że Emil jest wychowywany dwujęzycznie.

Na szczęscie nie posłuchalam ich zapewnień i na pierwszej wizycie u lekarza poruszyłam ten problem. Od razu zostaliśmy skierowani do logopedy. Przez przypadek trafiliśmy do super miłej pani, którą Emil polubił od samego początku. No i w kwietniu zaczeła się praca nad wymową, głoskami i całą resztą z tym zwiazaną. Wtedy też sama zdecydowałam że na jakiś czas przestanę do niego mówić po polsku. Wiem że dla niektórych może to być nie do pomyślenia, ale dla mnie w tym momencie wydawało mi sie słuszną decyzją. Chciałam jak najszybciej zobaczyć efekty pracy logopedy i postępy Emila. No i musze przyznać, że w jego przypadku byla to bardzo dobra decyzja. Co prawda trwało to kilka miesięcy (jesli dobrze pamiętam to ok 3-4). Ale pozwoliło mu się to odblokować językowo (jak na razie tylko z francuskim) na tyle, że mógł bez problemu dogadywać sie z kolegami. No bo właśnie zaczęła się szkoła. Już dokładnie nie pamiętam po jakim czasie znowu zaczęłam się do niego zwracać po polsku, jednak Emil odpowiadał tylko po francusku. Doskonale mnie rozumiał więc nie wątpiłam że z czasem jakaś zapadka w jego główce odblokuje się również na język polski ;-)

Czas leciał, a nasze rozmowy nadal odbywały sie w dwóch językach. W lutym wybieralismy sie do Polski w odwiedziny do dziadków no i oczywiście bardzo sie bałam, że bez mojej pomocy dziadkowie go nie zrozumieją. Z niepokojem czekałam na wyjazd. Natomiast Emil był bardzo szczęsliwy, co na szczęsie troszkę mnie uspokajało – na przykład mówił mi, że przecież to nie problem, bo on nauczy babcię mówić po francusku, bo on umie.

Po przylocie do Łodzi okoliczności sprawiły, że musiałam zostawić Emila pod opieką mojego taty. Nie znam dokładnie szczegołów, ale jakoś sie dogadali. W każdym razie Emilek był zmuszony jakoś wytłumaczyć dziadkowi, że jest głodny i co ma ochotę zjeść, i że w ogóle coś chce. A na drugi dzień, jak już mogłam być z nimi, ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam rozmowę mojego synka z dziadkiem tylko i wyłącznie po polsku! Bardzo mnie to ucieszyło. Wszystkie wątpliwości, czy dobrze zrobiłam przestając do niego mówić po polsku sie rozwiały, bo teraz wiem że słusznie zrobiłam.

Prace z logopedkaą kontynuowaliśmy do konca następnego roku szkolnego, Emil miał już wtedy ponad 5 lat. Synek nadrobił wszystkie zaległości w stosunku do kolegów jeżeli chodzi o język francuski. Po polsku mówi chętnie, do niczego go nie zmuszam. Czasem bawimy się w powtarzanie trudnych słówek, co sprawia mu przyjemność – ostatnia nasza fraza to: „Chrząszcz brzmi w trzcinie”. Wiem że to duże wyzwanie, ale czemu nie ;-) I kiedy wreszcie udało się Emilkowi poprawnie powiedzieć słowo „brzmi”, był bardzo zadowolony a ja strasznie z niego dumna.

Wnioskiem dla mnie z tej całej historii jest to, że nigdy nie trzeba sie poddawać, tylko czasem trzeba dużo cierpliwości i zrozumienia.

 

 

 

 

Najbliższe zajęcia w Polince

Brak zdarzeń do wyświetlenia.

Adres/Adresse

Zajęcia odbywają się:
Les cours ont lieu:
Maison de la Citoyenneté
4 place Marché aux Cochons
31200 Toulouse

Telefon i email kontaktowy
Télephone et email de contact:
ecolepolinka@gmail.com
+33 6 82 74 84 16

Formularz kontaktowy
Formulaire de contact